wtorek, 24 listopada 2015

Urodzinowy listopad

4 listopada jest najpiękniejszym dniem w roku, przypomina mi bowiem jak cenny skarb udało mi się wydać na świat. W tym roku ów świąteczny dzień spędziliśmy w podróży. Jazda pociągiem z biegiem czasu i postępami Szymka jest coraz przyjemniejsza. W końcu zamiast samych nerwów można rozkoszować się patrząc przez okno na szybko umykający świat. Na bezkresne pola nad którymi krążą głodne ptaki, na przemykające gdzieniegdzie sarny, na skąpane w gęstej mgle jeziora i śpiące lasy otulone ciepłym mchem. Gdy do tego dochodzą pomruki zadowolenia ze strony Szymka oraz spojrzenia rzucane bardziej świadomie czegóż można pragnąć więcej.

Kontrola u kardiologa wypadła dobrze, serce daje z siebie tyle, ile może. Neurolog po naszej dłuższej nieobecności był z Szymka również zadowolony, w planie mamy ponowne badanie eeg. To, że dzień upłynął nam przygodowo, nie oznaczało, że zapomnieliśmy o szaleństwach, i  na nie przyszedł czas.

8 listopada w sali zabaw dla dzieci odbyła się urodzinowa impreza Szymka. Stwierdziłam, że pięć lat to nie byle jaki wiek i należy się synowi kolorowa stymulacja. Dzieci nas nie zawiodły i zjawiły się prawie w komplecie. Przyjaciele, którzy tworzą wokół nas krąg pozytywnej mocy zacierają granicę pomiędzy chorobą a zdrowiem. Radości nie popsuł nam nawet szalejący z dziką siłą wicher i zacinający ostro deszcz. Tort zniknął w całości, życzenia zostały pomyślane i wysłane ku Aniołom z wielką wiarą w spełnienie. Miło spędzony czas zapisał się w mojej pamięci.

Listopad w całej swej ponurej krasie jest pięknym i pouczającym miesiącem począwszy od przemyśleń o śmierci po docenienie daru życia. Czas uczy, bycie ze sobą a nie obok siebie pozwala zrozumieć jak niewiele potrzeba do szczęścia. Prawdziwe szczęście nie obrasta w zbytek i błyskotki, a emanuje ciepłym blaskiem z głębi serca.

poniedziałek, 19 października 2015

Jesienne pasowanie


Świat stroi się w głębokie czerwienie, przygaszone złoto odbite od zachodzącego słońca, ciepłe brązy dające poczucie bezpieczeństwa i wszelkie odcienie uspokajającej zieleni. Trwa jesień. Tak jak nasze oblicze jaśniejące szczęściem z nagła chmurzy się i zalewa łzami, tak świat zmienia szatę i wdziewa ponure szarości, od ciężko ołowianych nabrzmiałych chmur po rzęsiście metaliczne ulewy i mleczną kojącą pelerynę mgły. 

Przed nami czas świętowania kolejnego roku życia, czas podzięki za wszystko, co mamy, za złe chwile, które uczą i za dobre, które leczą. Choć do listopada jeszcze trochę czasu, to w głowie kołacze urodzinowa myśl.

W drodze do krainy tęczy przez pięć dni w tygodniu dajemy się ponieść pięknu przyrody. Przystajemy by zaobserwować życie ptaków i rozpłynąć się choć na moment w ich trelach, zbieramy kasztany będące w zasięgu naszego wzroku czy też jak ostatnio zroszeni lekką mżawką wpatrywaliśmy się w świat, który się skończył. Nie było jeziora ani drzew, drugi brzeg nie istniał, była jedynie biała wilgotna zasłona mgły skrywająca skarby natury.


Radość dają małe wielkie chwile takie jak pasowanie na ucznia czy przypadkowe połknięcie pierwszego mlecznego zęba. Krótkie przystanki na uśmiech rozpływają się jak poranna mgła, a my brodząc w rzece jesiennych liści ruszamy dalej w drogę ku przeznaczeniu.

czwartek, 24 września 2015

Kolejny etap



Niechaj zaświeci dla nas światło nieustającej miłości, da nam spokój wewnętrzny, zrozumienie i ukaże klucz do szczęścia jakim jest pokonanie ograniczeń stawianych przez chorobę. Wtedy czym prędzej podążę tą drogą z wiarą w sercu i determinacją, z siłą i uśmiechem na ustach, którego nie zmaże żadne cierpienie.

Każdego dnia uczę się miłości, podtrzymuję nadzieję, ćwiczę cierpliwość. Walczę z własnymi słabościami i przeskakuję kłody rzucane pod nogi. Szukam klucza, który otworzyłby klatkę choroby jaką jest stan po zatrzymaniu krążenia. Nieustannie krążę wokół tematu, przysłonięta mgłą bezradności nie widzę rozwiązań, które są w nas. Jesteśmy tym czego szukamy, lecz uśpieni otępiającą pieśnią złudzeń unosimy się na fali . Wychodzę na spotkanie z przeznaczeniem, płynę pod prąd zamykając w sobie każdą naukę. Kolekcjonuję dobre rady, szukam rozwiązań, a w skrytości serca czekam na cud.

Poddana próbie miotam się między rozczarowaniem i cierpieniem, a nadzieją i szczęściem. Miłość wszystko znosi,(…), we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. Niezależnie od tego, co daje nam życie łapię każdą chwilę, z bolesnej wyciągam odrobinę mądrości, radosną upajam się do nieprzytomności. Chcę wierzyć i ufać, chcę doświadczać i iść w stronę jasności, chcę zwalczać mroczne cienie i zawierzyć boskości.

Rozpoczął się kolejny etap naszej drogi, Szymon uczęszcza na więcej zajęć jako zerówkowicz. Ciężko się przestawić na nowy tryb, uszczknąć trochę cennego czasu ze spania, nabrać prędkości w wyszykowaniu się do wyjścia, przezwyciężać krzyki i płacze, powodowane chorobą, pogodą czy po prostu manifestem chęci zdrowego życia. Łza kręci się w oku, gdy widzę wolę walki i chęć wyrwania się szponom zniewalającej choroby w szklistym spojrzeniu Szymka. Tak bardzo chciałabym zrozumieć, słysząc niewypowiedzianą prośbę i podać mu rękę by chwycił ją i razem ruszylibyśmy do lepszego świata.


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Bajka czy nie bajka




Czasem przychodzi taki czas, że zamierzone plany biorą w łeb, życie, które dźwigamy na plecach staje się coraz cięższe, a nadzieja ulatuje z nas jak para z czajnika. Wówczas myślę sobie: „bo czasami jedyny sposób, żeby przetrwać, to nie żyć naprawdę” i otwieram drzwi własnej bajki.

Nutka rzeczywistości

Wyobrażenie o własnym komunalnym kącie z rąk miasta przystosowanym do niepełnosprawności Szymka rozmyło się  o czterdzieści kilka złotych zanim się jeszcze na dobre zaczęło. „Szalenie wysokie” zasiłki uniemożliwiają staranie się o mieszkanie. To nie taki znowu dramat, lecz wskazówka od losu, że poradzimy sobie inaczej. Cierpliwie grając w lotka by wywalczyć środki na mieszkanie z marzenia sprzed roku.

Po złym przychodzi czas na dobre. Kontrola u kardiologa wypadła dobrze, Szymek stara się jak może, by jego serce było w dobrej kondycji. Dodatkowo zdrowa dieta zachęciła mnie do zasięgnięcia pomocy przy zrzuceniu 3kg zbędnego balastu u Szymka, więc przed nim nie lada wyzwanie lekkości. Czarna próchnicza zmora uparcie koczująca w zębach Szymka chwilowo przestała mnie zadręczać. Ów problem bez dobrego rozwiązania został przez dentystów zawieszony ku mojej wielkiej uldze. Świadomość podejmowania ryzyka przy znieczuleniu ogólnym zeszła na dalszy plan. Jeszcze wiele kwestii wymaga rozwiązania, lecz na nie musi przyjść odpowiedni moment.

Jest dobrze, można odetchnąć więc czas na bajkę.

Budzę się, a oczom moim ukazuje się przytulna chatka otoczona lasem, skąpana w blasku zachodzącego słońca. Na dywanie z miękkich mchów siedzi Szymon i bawi się drewnianymi klockami, wokół unosi się aromat ziołowej herbaty, a ja…

A ja ze spokojem w sercu piszę dramatyczną historię o chorobie, zmuszającej do nieustannej walki matki o syna, o olbrzymiej miłości, która przez śmiech, łzy i krzyki niemocy szuka rozwiązania. Nie martwię się jednak, w końcu to tylko fikcja literacka, mój synek bawi się wesoło, a ja piszę popijając ziółka.