piątek, 14 marca 2014

po kontroli




W drodze do Olsztyna towarzyszyło nam piękne słońce. W szpitalu nie było już tak miło z powodu doskwierającego gorąca. Oddział był wypełniony po brzegi więc musieliśmy przebywać w gąszczu zarazków. Jako, że przyzwyczajeni jesteśmy do chłodu i świeżego powietrza ten pobyt był męczący. Praktycznie przez cały czas policzki Szymka okraszone były wielkimi rumieńcami.  
We wtorek pobrano Szymkowi krew do badań , mimo braku widocznych żył ostatecznie udało się założyć wenflon. Założono holtera , następnie odwiedziliśmy stomatologa, gdyż zęby Szymka niestety, ale są bardzo słabe i stale wymagają interwencji. Mój mały bohater dzielnie znosił leczenie, choć bez krzyku i płaczu się nie obyło.
W nocy z wtorku na środę wstaliśmy o 4 rano, aby być odpowiednio śpiącym  do wykonania badania eeg i spokojnie usnąć ok. godziny 10 rano. Udało się połowicznie, bez większych problemów. Pobrano kolejny raz krew do badań oraz zrobiono echo serca.

Badania krwi wyszły dobre, kontrola serca również w porządku jednak wyniki badania eeg nie były tak dobre jak się spodziewałam. Szymon będzie miał zwiększone leki przeciwpadaczkowe oraz z góry zalecone kolejne badanie eeg za trzy miesiące. Nie obędzie się więc bez kolejnych wyjazdów do Olsztyna.
Do wszystkiego doszedł nam kolejny problem, który zapewne skończy się zabiegiem. Czeka nas jeszcze wizyta kontrolna u chirurga.

Z myślą o oszczędności pieniędzy do szpitala zabrałam karimatę, okazało się jednak, że to nie łóżko jest płatne, a cały pobyt rodzica przy dziecku. Niby dla niektórych to nie wielki koszt, ale w połączeniu z kupnem preparatu ochronnego na zęby o wartości naszego całego pobytu oraz z myślą o nadchodzących większych wydatkach na leki nie jest łatwo płacić za wszystko. Na szczęście można napisać podanie do dyrekcji o częściowe umorzenie kosztów. Nikt jednak nie myśli o tym, że rodzic wykonuje w szpitalu całą brudną robotę i chociażby za to należy mu się korzystanie z wody i prądu za darmo. Nurtuje mnie jedna kwestia, gdyby nie było rodzica przy dziecku np. z takimi problemami jak Szymon jaka musiałaby być pensja pielęgniarki, która musiałaby być w stałym kontakcie z dzieckiem nie mogąc zostawić go ani na chwilę samego. Za każdym razem trzeba przechodzić przez stres, myślenie o tym by nie zabrakło na nic pieniędzy, kolejnym upokarzaniem się pisząc podania. Na pozór wydaje się to niczym strasznym, ale gdy człowiek musi ciągle przechodzić przez tego typu doświadczenia ma po prostu zwyczajnie dość. Niech ktoś w końcu doceni pracę rodziców przy dziecku i przejrzy na oczy, że ich obecność w szpitalach jest niezbędna, czas skończyć z okradaniem ludzi i zmienić nieszczęsny punkt regulaminu, niestety wiem, że to tylko pobożne życzenie.
 
Droga do domu była niebywale męcząca, późna pora powrotu nie sprzyjała Szymkowi. Dał upust swojemu zmęczeniu i bezradności krzycząc na cały szynobus i nie dając się uspokoić. Standardowo na 10 minut przed końcem podróży zasnął umęczony. Nie miną dzień, a już dało o sobie znać kilkudniowe przebywanie w szpitalu. Problemy żołądkowe męczą mojego skarba. Mam nadzieję, że uda nam się szybko pokonać to nawiedzające nas zło i w spokoju rozkoszować się pobytem w domu.

niedziela, 9 marca 2014

W drogę

Ledwie wyszło słońce i zaczęło nas raczyć rozkosznym ciepełkiem, a my musimy zamknąć się w szpitalnych murach i tęsknić za głębokim, prawie wiosennym oddechem i spacerami.
 Pod pomostem i w jego okolicach , gdzie roztopił się lód słychać  przyjemne pluskanie wody i dojrzeć można mnóstwo małych rybek kąpiących się w promieniach słońca. 
Czapka z zimowej podszytej polarem zmieniła się na wiosenną podszewkę, wszystko z wolna budzi się do życia i daje więcej sił do działania.

Za parę dni mijają dwa lata od niedotlenienia Szymka. Czas leci niebywale szybko. W ciągu tych trudnych miesięcy nasze życie odwróciło się do góry nogami. Zmieniło się wszystko. Kolejny raz zaznałam co znaczy prawdziwy ból, kolejny raz mogłam poczuć jak cieszy się serce, gdy na twarzy dziecka pojawia się pierwszy uśmiech. Przez nasze życie przewinęło się wielu ludzi, którzy okazali prawdziwą bezinteresowną pomoc. Przekonałam się również nieco boleśnie, że to nie pokrewieństwo ma znaczenie tylko otwartość ludzkich serc, na szczęście nigdy nie zostałam sama. 
Dwa lata temu moje uszy zamykały się na słowa, że z Szymka "już nic nie będzie". Jego szczere oczy kazały walczyć. To, co przeszedł mój mały wojownik godne jest podziwu. Jest on całym moim światem, niebywale trudnym, lecz pełnym miłości. 
Odbierając go ze szpitala zabrałam do domu kości obciągnięte skórą, nieruchome spojrzenie, brak mimiki, sondę, tlen i nieustanny krzyk. Dziś Szymon wyraźnie się zaokrąglił, jego oczy błyszczą, na buzi coraz częściej gości uśmiech, pije z kubeczka, podtrzymywany poduszkami siedzi i dzielnie walczy z opadającą jeszcze głową. Nasze rezultaty mówią same za siebie.

"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca."

Jutro wybieramy się na parę dni do szpitala w Olsztynie na kontrolę kardiologiczną i neurologiczną. Mam nadzieję, że podczas podróży będzie towarzyszyć nam słońce.