środa, 16 kwietnia 2014

Przedświąteczna zaraza





Wiedziona złudnym blaskiem wczesnowiosennego słońca pokusiłam się o uwolnienie dziurawych okien od zimowej izolacji. Grzejąca kula nie raczy wzejść na nieboskłon i nagrzać naszych wyziębionych murów, w związku z tym skazani jesteśmy na chłód czterech ścian. Celem oszczędności z pierwszymi dniami kwietnia grzejniki zostały zakręcone. Skutkiem tych nieprzychylnych zrządzeń losu do domu zawitała choroba. Szymon, tak silny w swej walce o zdrowie, mój bohater wychowany w chłodzie poległ w momencie, gdy skończyły się wszystkie naturalnie lecznicze specyfiki własnego wyrobu. I tak nieodzownym elementem stała się wizyta u lekarza. Kolejny szok nastąpił w aptece, przedświąteczny cios po kieszeni pozbawił mnie wiosennego optymizmu. Jedynie widok mojego małego wojownika napawa mnie dumą i nadzieją. Zmęczone, na wół śpiące oczy i nieustanny kaszel zmuszają nas do wylegiwania się w łóżku i zażywania relaksu przed szaleńczym świątecznym gotowaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz