26 września
po dziesięciodniowej wyprawie wróciliśmy do domu.

W podróż na cewnikowanie serca wyruszyliśmy w poniedziałek 17
września. Pierwszy etap podróży zajął nam 12 godzin. Szymek do tej pory jeszcze
nigdy nie przemierzył tak długiej drogi samochodem. Było to nie lada wyzwaniem
dla nas wszystkich, ta przygoda wiele nas nauczyła. Co 2-3 godziny musieliśmy
robić przerwy na zmianę pieluszki, rozciągnięcie kości i posiłki. Nie
spotkaliśmy się z żadnymi miejscami, które sprostałyby naszym potrzebom. Na
potrzebne czynności wybieraliśmy kawałek podłoża, który porastała choć znikoma
trawa, aby nie leżeć na gołym betonie. Słońce przyjemnie świeciło cały czas
więc te przystanki były miłym odpoczynkiem, a wyboiste polskie drogi
dostarczały Szymonowi frajdy. Na niezbędną przerwę w podróży zatrzymaliśmy się
u rodziny, po zregenerowaniu sił w środę wyruszyliśmy w dalszą podróż. Kolejny
etap zajął nam 9 godzin, niemalże płynęliśmy po gładkich niemieckich drogach. W
międzyczasie okazało się , że nie ma dla nas pokoju w Familienhaus, jeśli zaś
chodzi o hotele w Munster są bardzo drogie i akurat nie były dostępne na tą
noc. Z opresji uratowały nas powiązania rodzinne więc nocleg, co prawda poza
miastem, mieliśmy zapewniony.


Dzień przyjęcia do szpitala był dla Szymka bardzo męczący. Wiele
badań i konsultacji potrafi wyczerpać, ale gdy dostaliśmy już pokój Szymek mógł
nareszcie odpocząć. Podczas zakładania wenflonu wykazał się męstwem i nie
skrzywił się ani nie zapłakał, za to podczas robienia echa serca jęczał, bo nie
lubi leżeć na płasko. W międzyczasie okazało się, ze znalazł się dla nas pokój
w Familienhaus więc kamień spadł nam z serca, gdyż bliskość do szpitala
znacznie wszystko ułatwia. Drugiego dnia szykowaliśmy się do cewnikowania. Miłą
niespodziankę zrobiła nam pani „tatuażystka”, która wymalowała Szymkowi
pięknego smoka na nodze.

Tak przyozdobiony Szymek wyruszył na cewnikowanie serca.
Odprowadziliśmy go na salę, byliśmy przy nim do mementu uśnięcia, pełni nadziei
zostawiliśmy Szymka i jego misia pod opieką lekarzy. Po godzinie 14 Szymon
przyjechał z powrotem na salę. Wszystko się udało, podczas cewnikowania zostało
zrobione rozszerzenie balonowe zwężenia zastawki aortalnej. Czekaliśmy , aż
Szymek się obudzi, miało to nastąpić w ciągu krótkiego czasu, Szymek jednak
ciągle spał, a jego temperatura spadła do 35 stopni. Mimo upływu godzin Szymek
dalej spał, a temperatura pozostawała bez zmian. Wszystkie parametry miał w
normie, leżał przykryty dwoma kołdrami więc nie zostawało nam nic innego jak
czekać. Wieczorem, gdy za oknami zapadł już zmrok Szymek zaczął się wybudzać.
Napędził nam tym spaniem sporego stracha. Budził się wolno, jego powieki wciąż
opadały, lecz na twarzy zaczęły już igrać uśmiechy, wówczas było wiadomo, że
Szymek ma się dobrze. Temperatura ciała wyrównała się w nocy, rano Szymek był
już zadowolony i rześki. Zaczął pić, zjadł śniadanie i odpoczywał. W sobotę po
południu wyszliśmy do Familienhaus, resztę dnia przeznaczyliśmy jeszcze na
odpoczynek.






Mieliśmy plan na niedzielę, aby wyjść z hotelu i zwiedzić
okolicę, niestety pogoda się zepsuła, cały dzień padał deszcz i wiał wiatr,
było zimno i nieprzyjemnie. Pod wieczór postanowiliśmy przejść się choć na
chwilę, ciepło ubrani wyruszyliśmy zaczerpnąć chłodnego powietrza i nie
straszny był już nam siąpiący deszcz. W poniedziałek rano wyruszyliśmy w podróż
powrotną, z przystankiem u rodziny. Droga była męcząca ze względu na nieustające
opady, zimno i silny wiatr. Nie mieliśmy szansy na przerwy w podróży i
odpoczynek na podłodze. Pieluszki musieliśmy zmieniać w deszczu na połowie
tylnego siedzenia. Szymek marudził znacznie więcej, ale tak czy siak musieliśmy
przebyć tą drogę. U rodziny odpoczęliśmy, zregenerowaliśmy siły i w środę
wyjechaliśmy do domu. I ten etap upłynął nam w chłodzie i deszczu, więc nie
bardzo jest co wspominać.
Dziś Szymek jest już wypoczęty i spokojny, wrócił do domu, do
brata, babci i kotów. Teraz czekamy na znak w sprawie dalszego etapu leczenia
czyli operacji.